czwartek, 17 lipca 2014

(M)AD 2050


Rok 2050. Idziesz zatłoczoną ulicą miasta, żujesz gumę i ukrywasz się za ciemnymi okularami. Starasz się ignorować nawoływania („Hej, kolego! Tak, do ciebie mówię! Co powiesz na...”) i błyski, które jak stroboskop rozświetlają chodnik. Suniesz uparcie przed siebie. Bo świat wokół już dawno oszalał. 



Ale ty zdołałeś się przystosować. Tak naprawdę nie miałeś wyjścia. Od pewnego czasu na Ziemi nie ma już spokojnych, cichych miejsc, w których nie czyhałyby na konsumentów reklamy czasem doprowadzające do szaleństwa. Dosłownie.

(Słyszałeś o desperatach wyłupiających sobie oczy, słuchających dźwięków, od których bębenki eksplodują w uszach. Tylko po to, by wyrwać się ze szponów marketingu. Poor suckers).

Natłok reklam jest porażający. I na tę chwilę trudno powiedzieć, czy istnieje jeszcze jakiś skrawek rzeczywistości wolny od bannerów, neonów i megabillboardów. Trochę cię to szokuje, ale z drugiej strony nevermind. Lepiej nie będzie. Bo marketerzy przyszłości próbują wszystkiego – w końcu w tym przeładowanym świecie trzeba jakoś się wyróżnić. Promocja na promocji promocję posuwa, świat marketingu pędzi na złamanie karku. Reklamy przybierają coraz to dziwniejsze, ekstremalne formy, próbując zaistnieć na tle pstrokatego media landscape.

Eksperymenty. Oj tak, od tego się w tych czasach nie stroni. Wynalazki też dają radę (przez jakiś, zwykle krótki, czas). Ostatnim krzykiem marketingowej mody są na przykład nanoreklamy… 

Wraz z tą myślą twoje neurony jednym pstryknięciem przywołują informację na temat tego, że mogą właśnie kłębić się na ulicy, którą idziesz. Odruchowo wachlujesz twarz dłonią, jakby to miało pomóc. Wiesz, że konsumenci wdychają je w drodze do pracy, zjadają z chrupkami, piją z colą. A potem... niespodziewanie przychodzi impuls. Nanoreklama podszeptuje, wkręca się w emocje i alakazam! Uświadamiasz sobie, że właśnie maszerujesz do sklepu po jakiś idiotyczny baton, mimo że wcale nie jesteś głodny. Cholera, ty nawet nie przepadasz za karmelem!

Ale idziesz, co zrobić – impuls jest silniejszy. Twoje ciało myśli, że tego właśnie chcesz, że to sprawi, że będziesz szczęśliwy. Trudno, tym razem cię dopadli. W przyszłości będziesz sprytniejszy (choć i tak masz już lekką paranoję, a każda zachcianka budzi w tobie podejrzliwość). Teraz wystarczy się tylko wysikać, a potrzeba karmelowego batona spłynie razem z wydalonymi nanoreklamami do kanalizacji.

Pieskie życie, mówią niektórzy, ale ty myślisz sobie: to jeszcze nic. Lepiej prowadzić nieoficjalną, codzienną walkę z marketerami, niż być ożywioną brand personą. Zgadza się, 2050 rok oznacza inżynierię genetyczną w fazie rozkwitu. 

W sumie nie do końca wiadomo, czym tak naprawdę są żywe brand persony (to temat kontrowersyjny, naukowcy dość niechętnie poruszają tę kwestię w omnimediach). Czy to istoty podobne ludziom? Klony? Zwierzęta? Dziwotwory? Jedno jest pewne – są personifikacjami marek. Stworzonymi sztucznie postaciami o cechach przypisywanych brandom. Są trochę jak celebryci, trochę jak niewolnicy, trochę jak wizytówka naszych czasów. Pstrokaci, piękni, w blasku jupiterów i... z krótką datą ważności. Znaczy umierają szybko. Ale kto by się tym przejmował, raz-dwa można zrobić nową sztukę i po krzyku. Wszyscy happy

No ale dobra, nie demonizujmy tak od razu po całości. Być może świat zwariował, być może stał się terytorium, na którym reklamy co dzień ruszają na polowanie. Jednak nie należy zapominać, że marketerom odbiło tylko trochę i nadal pamiętają, że muszą jakoś rekompensować całe to wariactwo. W czasach, w których konsumenci rozpaczliwie bronią się przed natłokiem reklam, kreatywność ma szczególne znaczenie, a to, co nie zmieniło się od zapyziałego roku 2014, to potrzeba rozrywki. Fun is fun, jak to powiedział Paulo Coelho.

Jeśli chcesz osiągnąć sukces, musisz się wyróżnić. Dlatego w promocji łamie się wszelkie bariery. Ostatnio zaskoczyła cię pewna restauracja, przy której wejściu rozbrzmiewał dżingiel o smaku prażonego jęczmienia i koziego mleka. Właśnie tak – ten dźwięk naprawdę nieźle smakował (gorzej z serwowanym wewnątrz jedzeniem). Fajny był też sampling kwiaciarni niedaleko twojego wieżowca: dzięki otrzymanej od sprzedawcy próbce poczułeś emocje świeżo podlanej begonii. No i nie można zapominać o sklepie z elektroniką, to było coś! Wypróbowałeś wersję demo najnowszego Brain Plug-ina, który umożliwia przeżycie dnia mikroba i poczucie, jak płynie czas dla baobabu. Czad!

Z myśli wyrywa cię kolejny reklamowy wrzask i z trudem powstrzymujesz chęć zboczenia z wyznaczonej trasy. Do twoich uszu dobiega fragment komunikatu i to dość nieprzyzwoitego, nawet jak na te czasy. Zastanawiasz się, kiedy ostatnio ktoś myślał o regulacji tego całego bajzlu. Bo kwestie etyczne zdają się być jakimiś niezgłębionymi arkanami dla marketerów przyszłości. Można właściwie powiedzieć, że w rzeczywistości napędzanej tak błyskawicznymi zmianami etyka ledwie zipie. W końcu jednego dnia reklamuje się tu tabletkę samobójstwa, a drugiego krople żołądkowe pozwalające poczuć się jak Monarcha Absynt (kimkolwiek on jest, ale to całkiem znany gość. Facet z billboardów). 

Wzdychasz ciężko i przesz naprzód. Przed oczami tańczą ci karmelowe batony i nadal nie chce ci się sikać. Świat oszalał, ale ty musiałeś się przystosować. Nie miałeś wyjścia.

Jak będzie wyglądać reklama w 2050 roku?

Oryginalna wersja tekstu została jakiś czas temu napisana na kolanie gdzieś pomiędzy zajęciami na uczelni. Wszystko przez konkurs Zmienimy Świat, który nie dość, że poruszał fajną tematykę, to jeszcze prezentował wizje ekspertów z branży, które po części brzmiały jak fragmenty dobrego science fiction. Całość była na tyle inspirująca, że postanowiłam zgłosić się do konkursu. Skutek: I Wyróżnienie, opis opublikowany na stronie Nowego Marketingu. Ouahou! :)

Pomyślałam, że warto całość trochę podrasować i wrzucić na bloga. Utwierdziły mnie w tym poovertising i peevertising (sic!), na które ostatnio natknęłam się w Internecie i w Cząstkach Przyciągania. Bo skoro reklamy zaczynają wchodzić w sferę czynności czysto fizjologicznych, to znaczy, że wizje przyszłości zdominowanej przez absurdalne formy marketingu nie są tak nieprawdopodobne, jak mogło się wydawać.

A jak według Was będą wyglądać reklamy w 2050 roku?


11:37