sobota, 2 stycznia 2016

Pustka Izraela Freinda


Łódź to niepojęte miasto. Tylko tutaj można natknąć się na pomnik spleśniałego sera, podwórko rozbitych luster, gigantyczne kamienne huby i rzeźbę wypiętego tyłka upamiętniającą twórczość Juliana Tuwima. Ciekawość budzą przykłady architektury ekscentrycznej, takie jak Stajnia Jednorożców, Szatańska Kamienica czy budynek przy ul. Piotrkowskiej 58 – zagadka, której nikomu nie udało się rozwiązać.


Wszystko zaczęło się w 2007 roku, gdy zabytkowa kamienica Izraela Freinda – popadająca w ruinę czynszówka – zmieniła właściciela. Media poinformowały, że XIX-wieczny budynek kupiła Polska Grupa Energetyczna, co łodzianie przyjęli z dużym entuzjazmem. Pojawiła się nadzieja na rewitalizację obiektu.

Jak po wojnie

Kamienica od niepamiętnych czasów była architektonicznym trupem. Wiecznie zaniedbana, w 1961 roku straciła resztę swojego uroku. Kruszejąca fasada zaczęła zagrażać przechodniom, dlatego też urzędnicy podjęli decyzję o skuciu całego frontu. Zaledwie w kilka dni bogate zdobienia, balkony i najwyższa kondygnacja zamieniły się w rumowisko. W ich miejscu pozostała zdewastowana elewacja.  Zresztą nie tylko fronton był w opłakanym stanie, również konstrukcja budynku pozostawiała wiele do życzenia. Los kamienicy miał się jednak odmienić za sprawą świeżo upieczonego właściciela, który zobowiązał się do wykonania błyskawicznej rewitalizacji. 

Efekty były wręcz fantastyczne.

Jak nowy

Do końca 2011 roku udało się całkowicie odtworzyć zrujnowany budynek. Odbudowano ostatnią, czwartą kondygnację, którą zwieńczył mansardowy, kryty w łuskę dach z lukarnami. Na elewacji z powrotem pojawiły się sztukaterie oraz bonia, siedem balkonów wróciło na swoje miejsce. Dzięki intensywnej pracy ekspertów udało się zrekonstruować stolarkę okienną i kunsztownie zdobione drzwi wejściowe. We wnętrzu znalazły się odrestaurowane elementy oryginalnego wyposażenia.
W rezultacie w przeciągu zaledwie czterech lat kamienica wróciła do stanu z 1874 roku, w którym wprowadziła się do niej rodzina Freindów.

Wkrótce po ukończeniu prac przy Piotrkowskiej 58 zamieszkali pierwsi lokatorzy. Ostatnie piętra zajęli przedstawiciele klasy wyższej (w tym Jozue – potomek Izraela Freinda), zachwyceni precyzją, z jaką odtworzono każdy detal XIX-wiecznego budynku. Parter, przeznaczony na lokale usługowe, zajął butik z ekskluzywną odzieżą używaną, jubiler i Pośrednictwo Finansowe Kredyty-Chwilówki udzielające pożyczek we frankach szwajcarskich.

Kamienica przeżywała swój renesans, a sukces inwestycji omawiano w ogólnokrajowych mediach. Eksperci analizowali kroki podjęte przez nowego właściciela, a pochlebstwom nie było końca. 
Pomyślny obrót spraw skłonił inwestora do dalszych działań. Triumf w obszarze rewitalizacji przestał wystarczać. Należało sięgnąć po więcej. Zrobić coś, czego nikt wcześniej nie zrobił...

Jak kamfora

W tajemnicy rozpoczęto kolejne prace i w ciągu jednej doby dokonano niemożliwego. W oparciu o innowacyjną technologię Quantum Stealth kamienica stała się niedostrzegalna dla ludzkiego oka. Wykorzystanie metamateriałów budowlanych o ujemnym współczynniku załamania światła zapewniło budowli kamuflaż doskonały (zwany potocznie niewidzialnością). Szczep pożerających miejski kurz bakterii utrwalił transparentność, a ochronę przed zjawiskami atmosferycznymi zapewnił wysoko jonizowany aerożel. 

Od tamtej pory w miejscu słynnego budynku łodzianie widzą jedynie maskującą pustkę. Zupełnie, jakby cała ta historia nie była prawdziwa, a nowy właściciel po prostu wyburzył zabytkowy budynek. 

Ot tak.

Jak z bajki

Ale to przecież byłoby przykre. Dlatego my, łodzianie, wolimy wierzyć, że ona jednak tam stoi i jest wyjątkowa. Że to jedyna taka kamienica na świecie – stara, piękna, tętniąca życiem. I niewidzialna, chyba że zamkniemy oczy i do patrzenia użyjemy wyobraźni. 

Czasami tylko to nam pozostaje. 

Czasami to, co niepojęte, musi wystarczyć.


11:58