Zanim wynaleziono
język i pismo, ludzie porozumiewali się za pomocą mowy ciała, przypomina Puma w
swoim najnowszym projekcie. I to projekcie całkiem ambitnym, w ramach którego
powstał pierwszy w historii słownik tłumaczący słowa na… taneczne ruchy.
Taniec jest jak język, przekonują w sympatycznym spocie twórcy Puma Dance Dictionary. Materiał filmowy zapoznaje widzów z bohaterami przedsięwzięcia – 25 freestylerami światowej sławy (m.in. PacManem, Jetem Li, Storyboardem P, Mami, Wormem, Prime Tyme’em, Big Mijo) oraz choreografem Super Dave’em – którzy wspólnie przyczynili się do powstania niezwykłego słownika. Nieco ponad 3-minutowy klip daje możliwość obserwowania tancerzy przy pracy nad projektem i tłumaczy, jak wiele można wyrazić za pomocą komunikatów niewerbalnych.
Efekty wysiłków ekipy tanecznej można podziwiać w postaci
aplikacji, dzięki której słowa zamieniają się w ruch i wyraziste gesty.
Moje pierwsze wrażenie? Bardzo pozytywne. Z zainteresowaniem zaczęłam odtwarzać
jedenaście przykładowych zdań „przetłumaczonych” na układy choreograficzne. Na
pierwszy ogień poszły takie kombinacje, jak „Mondays make me want to scream”
czy „Where should I go for words with my boss?”. Dopiero później zaczęło się
eksperymentowanie.
W pierwszej chwili miałam wrażenie, że zdania przykładowe to
dopiero początek, a słownik ma jeszcze dużo do zaoferowania (choć nie bardzo
chciało mi się wierzyć, że aplikacja pozwala stworzyć do dziesięciu tysięcy
różnych układów). Zabawę umożliwiały drobne modyfikacje w postaci wymiennych
słów o kluczowym znaczeniu, które dało się nanieść na podane sformułowania. Tak
więc testowy wyraz „heart” w zdaniu „I love women with heart” można było zastąpić
słowami „popcorn”, „nuts”, „emotions” etc. i tym samym przekształcić końcówkę
układu tanecznego. Frajda? Nie do końca.
Nie potrzeba było dużo czasu, by początkowe pozytywne
wrażenie przepadło, głównie za sprawą wadliwej strony. Wystarczyła dłuższa
chwila (czyli jakieś trzy sekundy) zastanowienia podczas wyboru słowa, by
aplikacja zaczęła odmawiać posłuszeństwa. Wówczas pomagał już tylko przycisk
„Odśwież” i trzeba było robić wszystko od początku. Po piątym razie nawet
najwytrwalszym użytkownikom zaczyna brakować cierpliwości, tym bardziej, że aby
stworzyć i obejrzeć nową sekwencję ruchową trzeba się trochę „naklikać”. A
jeśli już mowa o samych ruchach, to po pewnym czasie trudno pozbyć się
wrażenia, że w wielu wypadkach mogłyby być… ciekawsze, trochę mniej
karykaturalne (żeby nie napisać głupkowate), a bardziej taneczne.
Zdania przykładowe nie powalają na kolana, głównie przez brak elastyczności. Co prawda można wyczarować z nich takie perełki jak „Come over to my hot tube and let’s get spiritual”, ale taka zabawa szybko się nudzi, ramy są zbyt sztywne. To trochę jak z memami internetowymi – jeśli pierwsza wersja robi furorę, szybko podlega niekończącym się modyfikacjom. Bez nich błyskawicznie odchodzi w niepamięć. Społeczność internetowa lubi przetwarzać, a Puma Dance Dictionary nie daje jej takich możliwości. W słowniku brakuje nawet tak oczywistej (i chwytliwej) opcji, jak kreowanie tzw. mood themes. „I’m optimistic”, „I’m nervous” czy „I’m busy” zachęciłyby internautów do częstszego share’owania układów tanecznych (na czym twórcom aplikacji zależy) i ożywiłoby atmosferę wokół projektu.
Trzeba jednak przyznać – pomimo niedociągnięć, koncepcja
autorstwa Grey London ma spory potencjał, który być może zostanie wykorzystany
(a przynajmniej taką mam nadzieję). Co prawda akcja zaczęła się ponad miesiąc
temu, ale może jeszcze zaskoczy niejednego odbiorcę. Czekam na rozwój wydarzeń.
PS. Projekt to nie tylko innowacyjny słownik stworzony ku uciesze internautów, lecz także... kampania promująca nowe perfumy Puma SYNC. Trudno to jednak zauważyć, ponieważ aplikacja pochłania całą uwagę odwiedząjących stronę, a informacje na temat nowej linii zapachów są słabo wyeksponowane. Sytuację nieco ratują spoty telewizyjne, ale to za mało.