Łączy ich YouTube, zainteresowanie operą i zachwyt nad pewną młodą sopranistką. Nie szczędzą pochwał pod nagraniami śpiewaczki i ostrej krytyki w przypadku jej konkurencji. Dzielą także pewien sekret, łatwy do przeoczenia w wirtualnym świecie – nie istnieją naprawdę. Są internetowymi skrzatami.
Wiele lat temu, kiedy mój cybersurfing ograniczał się do odbierania poczty i przeglądania kilku stron dziennie, na różnych portalach natrafiałam na konta-widma, których właściciele dzielili się na dwa typy: hakerów wysyłających zawirusowane maile z pozdrowieniami oraz praprzodków tzw. trolli, czerpiących przyjemność z zalogowania się na stronie pod wulgarnym nickiem i napisania kilku niecenzuralnych komentarzy. Wyrządzane przez drugą grupę szkody były zazwyczaj niewielkie, a szybki ban i wyrzucenie z forum stanowiły skuteczne lekarstwo. Mimo panującej anonimowości były to jednak sporadyczne przypadki, którymi nikt się nie martwił.
Wraz z pojawieniem się wielkich portali pełnych ankiet i statystyk, internetowe krasnoludki stały się bardziej uciążliwe. Uporczywe zaniżanie oceny jakiegoś filmu przez konta-widma przekształciło się w irytujący problem. Niejednokrotnie na Filmwebie z dnia na dzień noty takich produkcji jak „Scarface”, czy „Obywatel Kane” obniżały się za sprawą trzydziestu-czterdziestu głosów pochodzących od fikcyjnych „jednorazówek”, dzięki którym jakiś uparty internauta naginał rankingi według własnego widzimisię. Ciężko wyobrazić sobie motywy takiego działania i ilość poświęconego (czy raczej strwonionego) nań czasu, nie wspominając o zmarnowanych adresach mailowych.
Problem nie dręczył mnie jakoś specjalnie do niedawna, kiedy to przypadkiem odkryłam jego nowe oblicze, które należy zaliczyć do wyjątkowo hucpiarskich działań PR-owych. Przeglądając filmy na YouTube, natrafiłam na kilka niepochlebnych komentarzy uderzających w śpiewaczki operowe, głównie Polki. Ponieważ krytyka nie była konstruktywna (na dodatek brzmiała w wielu miejscach podobnie: „TERRIBLE VOICE”, „brzydka barwa”, „kiepski sopran”), chciałam przekonać się, co też te osoby mają do powiedzenia w ogóle i postanowiłam przyjrzeć się ich profilom.
Nie potrzebowałam długiego śledztwa, żeby zauważyć, że gros tajemniczych krytykantów jest jednocześnie wielbicielami pewnej sopranistki. Podczas gdy pod nagraniami „konkurencji” zamieszczają miażdżące osądy i złe oceny, filmiki swojej ulubienicy opatrują takimi oto komentarzami:
„The best opera singer”
„AMAZING VOICE”
„GRANDE ARTISTA”
„Piękny głos. Nasza wybitna polska sopranistka”
Ktoś powie – ich prawo, i będzie miał rację. Jednak moja zabawa w detektywa nie skończyła się w tym miejscu. Przeglądając podejrzane konta, dokonałam kilku ciekawych obserwacji.
Pierwsza dotyczyła słownictwa, jakim posługiwali się rzekomi gloryfikatorzy. W opiniach dało się zauważyć duże podobieństwa – krytyka opierała się na określeniach „słaby”, „brzydki”, „dno”, „terrible”, „wrong”, natomiast pochwały poruszały piękny głos, wspaniałą interpretację, wielką urodę i talent sopranistki. Komentarze nie były konstruktywne, a jedynie opakowane w mocne słowa.
Drugie spostrzeżenie dotyczyło samych profili. Uwagę zwracały cztery elementy: data rejestracji i ostatniej aktywności, spis „Ulubionych” i komentarze. Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by konta o jednodniowym funkcjonowaniu, ale za to z samymi filmami wspomnianej śpiewaczki w kategorii „Favourites”, uznać za własność internetowych skrzatów. Krasnale na dodatek połasiły się na zawyżanie statystyk wideo ulubionej artystki i bombardowanie ich pozytywnymi komentarzami w różnych językach (dopatrzyłam się włoskiego, angielskiego, rosyjskiego i polskiego). Do obowiązków skrzaciego klubu należało także regularne piętnowanie innych artystek. Tym oto sposobem dowiedziałam się o istnieniu tego małego cybergangu.
Kim jest jednak Król Krasnal, który co rusz stwarza nowych pomocników? Z całą pewnością jest świadomy potencjału, jaki tkwi w takich działaniach, a jednocześnie zbyt leniwy, by skutecznie zatrzeć za sobą ślady. Taki raczkujący mastermind, który po omacku kreuje wizerunek „pięknej, zdolnej i najlepszej polskiej sopranistki”.
Jakie mogą być rezultaty takiej konfabulacji? Dla kogoś nieobeznanego z operowym śpiewem pozytywne komentarze będą stanowiły punkt odniesienia – sprawca całego zamieszania zapewne osiągnie swój cel, a przy okazji napsuje krwi fanom bogu ducha winnych „rywalek”. Z drugiej strony, działania internetowych skrzatów mogą spowodować duże nieprzyjemności wymierzone prosto w gloryfikowaną sopranistkę – skoro mnie tak łatwo przyszło rozwikłać zagadkę cyberfanklubu, innym internautom również nie nastręczy to trudności.
Dawniej skrzaty w tajemnicy sikały do mleka, by się zsiadło na złość gospodyni. Dziś wykazują się równie wielką złośliwością. Z tajemnicą już gorzej. Bo w wirtualnej przestrzeni każdego można wytropić.
I zawstydzić.